20 grudnia 2013

5. Choć na chwilę

   Leżałam z zamkniętymi oczami udając sen, kiedy poczułam jak łóżko pode mną ugina się pod ciężarem ciała. Chwilę później delikatne usta dotknęły mego policzka.
-Dobranoc, skarbie- usłyszałam cichy głos Jamesa. Zacisnęłam usta, starając się nie płakać. To, co właśnie działo się w mojej głowie przypominało wybuch kociołka z nieudanym eliksirem. Wszystkie emocje, uczucia, zdarzenia ostatnich dni uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. James, Severus, Severus James.
Rzadko widuję się z każdym z nich. Mój narzeczony dużo czasu spędza na akcjach, natomiast Snape- jako śmierciożerca- również ma mało czasu dla mnie. Jednak kilka razy przesłał mi już patronusy widzialne tylko dla mnie- jeden z nich był w kształcie łani z wielkim sercem przywieszonym do rogów i sprawił, że zakrztusiłam się obiadem. Pamiętam jak James spojrzał na mnie wtedy podejrzliwie, jakby wyczuwając magię czającą się w pobliżu. Musiałam uciec na chwilę do łazienki, żeby ukryć bezsilność jaka mną targnęła. To było życie na krawędzi. Okropne uczucie.
   Tymczasem moja kariera rozwijała się. Wybrałam pracę na parterze w pierwszej pomocy. Stres w pracy pozwala mi choć na chwilę zapomnieć o moich rozterkach. Ci straszliwie ranni, cierpiący ludzie sprawiają, że od razu trzeźwieję. Macham różdżką jak oszalała i podaję ciągle to kolejne eliksiry, wypowiadam zaklęcia, wypisuję zwolnienia czy wysyłam na Oddział Intensywnej Opieki, niektórych raczę nieprzyjemnymi wieściami. Ostatnio dwudziestoletnia czarownica zmarła z wycieńczenia po kilkukrotnym brutalnym potraktowaniu Cruciatusem. Mimo kilku fiolek eliksiru przeciwbólowego dziewczyna do ostatnich chwil cierpiała. To było jedno z najstraszniejszych zdarzeń. Mimo wszystko wielu czarodziejom zdołałam pomóc. Większość, z którymi spędzałam czas, lubiła mnie. Niektórzy zarzucali mi pracoholizm i przyznawałam im rację, ale nikt nie rozumiał moich pobudek. Spędzałam całe dnie w szpitalu. Jak nie na pierwszej pomocy, tak na obchodach. Musiałam coś robić. Musiałam.
   Dumbledore odwiedził mnie wczoraj. Przyglądał mi się podejrzliwie znad swych okularów-połówek, jakby wyczuwając moje emocje. Zapytał, czy mam mu coś do powiedzenia, ale zaprzeczyłam unikając jego wzroku. Spędziliśmy ze sobą kilka minut rozmawiając o mojej pracy i Hogwarcie. Czułam się podle.

   Sprzątałam właśnie zaplecze ze starych, zabrudzonych fiolek, kiedy usłyszałam przy swoim uchu głos.
-Hej, ruda- wzdrygnęłam się i uśmiechnęłam na dźwięk tego głosu- stęskniłaś się za swoim narzeczonym?
Przymknęłam oczy, czując jego wargi na moich. Brakowało mi Jamesa, tak bardzo mi go brakowało... Ciągle się mijaliśmy, a to nic mi nie ułatwiało. Ten pocałunek sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej i prosiło o więcej, wciąż, i wciąż, i wciąż...
-James- odepchnęłam go delikatnie- jestem w pracy.
Odwróciłam się znowu w stronę półek. Nie mogłam patrzeć w jego oczy, bo co chwilę po momencie ekstazy pojawiały się u mnie wyrzuty sumienia.
-Skończyłaś minutę temu- usłyszałam odpowiedz i zamarłam z ręką w górze.
-Naprawdę? To już?- wyjąkałam, zerkając na zegar stojący niedaleko.
Potter złapał mnie w pasie, wyjął z mojej dłoni fiolkę i odłożył ją na miejsce, a potem pociągnął mnie delikatnie w stronę wyjścia.
-Dzisiejszy wieczór jest nasz. Nie zapominaj, że niedługo będziesz moja już na zawsze- pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego i przełknęłam ślinę. Miałam wrażenie, że jak nie zdradzam Jamesa, to zdradzam Severusa. Nie wiedziałam, co się dzieje.

   Obudziłam się zaalarmowana podniosłymi głosami na dole. Półprzytomna spojrzałam na drugą stronę łóżka- nikogo przy mnie nie było. Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do drzwi. Uchyliłam je delikatnie.
-Nie zgadzam się- usłyszałam podniesiony głos mojego  narzeczonego- nie puszczę jej samej na żadną misję, nie teraz!
-James, fakt, że zostałeś o tym poinformowany nie oznacza, że możesz się sprzeciwiać. Jedynie Lily ma ostatnie słowo w tej sprawie- dobiegł mnie głos Albusa. Poczułam jak pocą mi się dłonie.
-Zakażę jej- warknął Potter. Wzdrygnęłam się i postanowiłam zejść na dół, uprzednio wyczarowując sobie ubrania.
-Dzień dobry- rzuciłam.
-Witaj, Lily. Właśnie miło gawędziłem sobie z twoim narzeczonym- przywitał mnie Dumbledore, delikatnie się uśmiechając.
James podszedł do mnie i przytulił, trochę brutalnie, w pasie.
-Pan dyrektor przyszedł do nas, znaczy się do ciebie, w bardzo ważnej sprawie- uśmiechnął się trochę ironicznie. Widziałam i wyczuwałam jego złość.
-Tak, słucham?- spojrzałam wyczekująco na Dumbledore'a.
-Potrzebuję składników do eliksirów, a tylko ty potrafisz odnaleźć je bezbłędnie. Wszystkie są sezonowo. Misja na parę dni. Dostaniesz wsparcie- oznajmił.
-Lily, to jest zły pomysł. Teraz wszędzie szwędają się śmierciożercy, nie bądź dziecinna...- zaczął James.
Spojrzałam na niego chwilę, chcąc zasygnalizować, że wszystko będzie dobrze.
-No nie wiem...- wydukałam, choć w głębi ducha już postanowiłam- to kiedy mam wyruszyć?
Usłyszałam warknięcie Jamesa, ale nie interesowało mnie to. Musiałam uciec. Choć na chwilę. Musiałam.

Obserwatorzy